Wylądowałem na lotnisku w Keflaviku tuż po północy z wtorku na środę, dzięki dobrym wiatrom 40 minut przed czasem. W Polsce było po 2 w nocy.
Już przed 9 rano poszliśmy do portu, aby wypłynąć „na wieloryby”. Po krótkiej jeździe autokarem znaleźliśmy się na statku.
Rejs trwał około 3 godzin. Niestety tym razem oprócz delfinów nic innego nie udało się zobaczyć.
A już po trzeciej pakowaliśmy się w wypożyczone Polo.
W drodze gdzieś pomiędzy Reykjavikiem , a Porlakshofn.
I już na promie:
Po prawie 3 godzinach od wypłynięcia z Porlakshofn można było wreszcie ujrzeć wyspę Vestmannaeyjar (Heimaey).
Ale o samej wyspie już w następnym wpisie.
Uwaga techniczna – we wpisach będę stosował nazwy bez znaków specjalnych i liter występujących w języku islandzkim.